niedziela, 27 stycznia 2013

Emigracja- dlaczego?

Witam poraz kolejny.
Chciałabym na początku przeprosić za mojego poprzedniego posta. Pisałam go w złości.
To prawda, nigdy nie umiałam sie dogadać z moimi rodzicami.Ale tak naprawde to nie jest główny powód , dlaczego chce sie wyprowadzić z kraju.
Główny powód to oczywiście Bartek. Mój narzeczony, który 3 lata temu wyemigrował ze swoją mamą i bratem do zachodniej Anglii.
Bartek może wygląda na jakieś 25-30 lat, ale tak naprawde to chłopak zaledwie 3 miesiace starszy ode mnie. Skończył niedawno 18 lat. Poznałam go już gdy mieszkał w UK , i jestesmy ze sobą 2 lata.
Bartek... moje przeznaczenie.... Jaki żywot wiodłabym teraz gdyby nie on? Po co miałabym żyć? I czy miałabym teraz jakiś większy cel w życiu oprócz czytania ksiazek i dumania nad sensem życia gdybym go nie spotkała? Mogę sobie gdybać i gdybać, ale myślę, że poznanie Bartka w moim życiu musiało sie stać. Zawsze, od małej dziewczynki wierzyłam ze istnieje romantyczna miłosc, dwie przeznaczone sobie dusze, i to właśnie czuję do Bartka.
Wiele razy spotykałam się już z kpinami... "17 lat i już zaręczeni? Ewelinka, jesteś piękna i młoda, będziesz miała jeszcze z 10 takich narzeczonych !" Akurat. Nie jestem zwykłą nastolatką która rzuca sie w ramiona byle chłoptasia z ładną grzywką i full capem, i nie planuję z nim dzieci po to by za 2 miesiące rozstać się z nim bo coś tam. O nie. Z Bartkiem kłócimy się nieraz, różnimy się : On zawsze outsider, ponury, sztywny (ale nigdy nie przy mnie), spokojny, opanowany i dojrzały, a ja? Wulkan energii , który ciagle dowcipkuje i nawala sarkastycznym językiem (niestety zdarza mi się to coraz częściej), lubiąca czasem potańczyć, pośpiewać.Ale zawsze dochodzimy do porozumienia, staramy się siebie zrozumieć. Mimo tych 1500 kilometrów które nas dzielą nie jestem chora z zazdrości ani on o mnie, bo ufamy sobie. zawsze możemy na siebie liczyć, darzymy się  szacunkiem i nigdy się sobą nie nudzimy... Bartek jest też moim przyjacielem. A miłość bez fundamentu przyjaźni nie ma prawa przetrwać.
Tak więc: Bartek. Nie potrafię bez niego żyć. Czuję ze muszę się znaleźć przy nim jak najszybciej. Na zawsze.
drugi powód? Rodzice. Nigdy nie umiałam sie z nimi dogadać, a zwłaszcza z mamą. Ja i mama jesteśmy z 2 różnych światów, a tata... tata jest nawet ok. Ale jest zbyt władczy, ma zbyt silny charakter i wszystkim chce rządzić. Odziedziczyłam to po nim, więc wyobraźcie sobie jak wygląda moja codzienność.Ponad to nie czuje sie zbytnio kochana w moim domu i akceptowana (przez moje odchyły typu pisnaie wierszy albo śpiewanie do ksiezyca , nie pytajcie ! ), a jako ze jestem dosć wrażliwą osobą, nienawidze docinek, zwłaszcza ze strony własnych rodzicieli.
 Powód  trzeci? Polska. Na początek proszę  nie dziwcie sie ze mam taki pogląd na polaków, bo przez większość życia żyłam wśród patologii, biednych kamienic i wieśniackiej hołoty. Prawie wcale nie miałam kontaktu z życiem codziennym grupy ludzi klasy średniej, bo moja rodzina sie raczej do nich nie zalicza.
Mam dosyć mentalności polaków. Kraj wódki, kiełbasy , cwaniaków i  złodziejstwa - tak spostrzegam swój kraj. Jedyne , co w nim kocham to nasz wspaniały język i historię, jaką nie może poszczycić sie żaden inny naród. To prawda - bardzo zniszczyły nas rozbiory polski , wojny światowe i prl. Ale myślę że po tych 25 latach chyba można jakoś... nie wiem. Starać sie dorównać innym krajom w Europie? Może więcej ogłady a mniej wódki i cwaniactwa? I nie mówię ze to wina tylko narodu. O politykach w tym pieprzonym kraju nie muszę wspominać, co się wyrabia. Myśle że jedyny ratunek dla naszego kraju to krwawa rebelia , ale polaczki- cwaniaczki- nie chce sie. polaczki... biedaczki. Otwarcie mówię ze nie jestem patriotką , i nie mam ochoty sie przyznawać komukolwiek za granicą , że jestem polką, bo zaczęłyby sie głupie teksty o wódce i "polish death camp" (nawiasem mówiąc to jakaś niemiecka propaganda, szwaby pewnie chcą na nas zwalić winę i to taki spisek.)
Praca i godne życie? tutaj, dla młodego pokolenia? Tutaj nawet z wykształceniem wyższym trudno znaleźć prace, a co dopiero po srednim ! I do tego jeszcze szacunku tu sie nie ma do żadnego pracownika. Tu w Polsce jesteś nikim.

Czas więc ratować sie z tego tonącego okrętu i wiać w pizdu. Tam, gdzie młodzi zdolni ludzie mają więcej szans na to, by mogli przydać się światu i godnie żyć.


środa, 23 stycznia 2013

Nienawiść.

Jak to jest, że człowiek potrafi zmienić się o 180 stopni? całkowicie? Że kiedyś, pełen miłości i nadziei kroczył przez życie co chwila boleśnie raniony, a teraz nie ma w sobie żadnych skrupułów by np. zabić? Okrasć, obrazić bliskie mu osoby (kiedyś) i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia?

Czuję ze tak sie ze mną dzieje. Przeszłam niewyobrażalną zmianę. I to jeszcze mój młodszy, niedorozwinięty brat twierdzi ze on sie bardzo zmienił? Niech spojrzy na mnie.
Kiedyś - wulkan energii. Wesoła, choć często raniona przez rodzinę, rówieśników, nauczycieli... Niosąca w sobie nadzieję, że ludzie są dobrzy i że sprawiedliwość istnieje. Że dobro zwycięża zło. Pomagająca wszystkim, nawet wrogom, wyciągałam pomocną dłoń do kazdego i dawałam się wykorzystywać wierząc, ze jestem bezwartościowa. Taka byłam jeszcze .. 8 lat temu? Jako dziecko. Dosyć dziwne dziecko, które specyficznie sie zachowywało, dlatego rówieśnicy mnie nie lubili. Znęcali sie nade mną na wiele sposobów. Kopali, bili, dusili, wyzywali. Śmiali się. Odrzucali. A wychowawczyni na to wszystko pozwalała. A mimo to byłam wesoła i żywa, gdy wracałam do domu.
Dziś już nie mam w sobie nic z tamtego dzieciaka.
Nienawiść.
Można powiedzieć ze jestem istną esencją tego uczucia. Upokorzyłabym własną matkę byle tylko poczuła się bezwartościową szmata, jaką jest. Brata? Zadźgałabym bez większych uczuć, powypruwałabym mu flaki i wsadziła do gęby, wyrzuciła gdzieś do rowu. Bez uczuć. Z resztą rodziny chyba podobnie.
Jedynie do mojego ukochanego żywię cieplejsze uczucia. Choć miałam chwilę, gdy odnosiłam się do niego tak wrogo i z nienawiścią, jakbym go w ogóle nie kochała. Nawet gorzej. Jakbym chciała by zniknął na zawsze.
Rodzina mnie rani. czasem. Kiedy drwią sobie z mojej osoby. Ale zazwyczaj mnie wkurzają. Samą swoją osobą. Kiedy narzekają na mnie bez przerwy, i drwią. Czasem tylko powiedzą do mnie "kochanie" albo "słonko" , kiedy chcą bym coś zrobiła. Na przykład zrobiła im śniadanie do pracy albo powiesiła pranie.
Mam ochotę wyrżnąć w pień każdego kto stanie na mej drodze i zacznie mnie wkurwiać. Po prostu oderznąć mu głowę.
Straciłam wiarę w to, że dobro wygrywa zło. Jeszcze przez pewien czas myślałam że dobro  przez wiecznosc walczy ze złem. Ale teraz nie ma co sie łudzić ze ci najbardziej źli, cwani, wyrachowani w życiu mają najlepiej. więc po co sie starać? Po co wierzyć w sprawiedliwość skoro sędzię mozan przekupić ? Po co wierzyć w dobre serca ludzi dla zwierząt, skoro ludzie zamiast wziać biednego kundelka ze schroniska biora sobie jakiegoś rozpieszczonego yorka z rodowodem? jakby był lepszy niz ten kundelek, który pokochałby mocniej. Po co w ogóle wierzyć. Bóg nie istnieje.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

postanowienie

Mam prawie 18 lat. Prawie. moja osiemnastka lada moment.
Z resztą, po co mi osiemnastka? Byle po dowód (z resztą nie jest konieczny bo mam paszport), do sklepu po fajki (alkohol niezbyt lubię ), i zrobić prawo jazdy, łatwiej z nim znaleźć pracę.
Poza tym nie zmieni się nic. To bardzo głupie co teraz powiem, ale czuję się dorosła. Nie dlatego ze palę, że będę miała 18 lat, czy coś. Po prostu psychicznie już dorosłam. Sama teraz chcę decydować o sobie, ponosić konsekwencje za swoje czyny. Sama chcę na siebie zapracować i stworzyć dom zupełnie inny, niż ten, który stworzyli mi rodzice.
Urodziłam się z pozoru w normalnej rodzinie. Z pozoru.
Mama urodziła mnie w 2 klasie technikum, do którego teraz chodże (na nieszczęscie). Ojciec pracował już jako spawacz. Kochali się jak wariaci, i kochają nadal. Więc po co im ja? Teraz, kiedy ojciec wyszedł z nałogu liczą się tylko ojciec i mama dla siebie. Jestem już im niepotrzebna.
Praktycznie przez pierwsze 11 lat mojego życia wiedliśmy spokojne życie jako rodzina. Tyle że od przedszkola wiodłam w szkole życie jako kozioł ofiarny, ale to inna historia.
Wszystko zawsze robiłam  sama. mama dlugo nie pracowała, utrzymywał nas tata. W sumie niewiele pamiętam z dzieciństwa, ale wszystko robiłam sama. Sama nauczyłam się ubierać, sama nauczyłam się czytać , jeść sztućcami. Sama musiałam sie nawet nauczyć myć zęby i myć ręce przed posiłkiem. Mama ubierała  mnie jak chłopca, do tego chodziłam brudna bo byłam bardzo ruchliwym dzieckiem. sama wymyślałam sobie zajęcia, hobby. Nawet nie chodziłam z rodzicami do kościoła ani nie uczono mnie odmawiać pacierza.
Nie pamiętam co mama robiła całe dnie w domu. Ale kiedy tylko tata przyjeżdżał z pracy , dla mamy istniał tylko on. Bywało ze o 16 szli już do łózka na seks.
Potem... wyprowadzka do bydgoszczy, pierwsze przyjaźnie, koniec postawówki, pierwsza miłość, i tak dalej... dorastanie i walka z pijaństwem ojca. Wpadł w alkocholizm i zmagał sie z nim przez 4 lata, ale wyszedł.
Koniec gimnazjum (srednia 3,75 i 120 na 150 punktów na egzaminie gimnazjalisty , mogłam isc do naprawde dobrej szkoły !) i moja miłość. Bartek. Gdyby nie on, nie wiem co by sie ze mną teraz działo ! Chybabym po prostu się powiesiła.
Bartek jest 3 miesiące starszy niż ja, ale niektórzy z wyglądu dają mu nawet 30 lat ! I rzeczywiście, wygląd bardzo pasuje do jego charakteru. Dojrzały, odpowiedzialny, znający swoją wartość i mający w życiu cele. Kochający , opiekuńczy, altruistyczny. Ma dużo wad, on nie jest ideałem. Ale to jest ten. Ten z którym chcę dzielić sny , zmartwienia i łóżko przez 3/4 życia.
Nasz związek nie jest łatwy. Od 2 lat jesteśmy w związku na odległość. On w Anglii, ja w Polsce. Spotykamy się co pół roku, choć bywało że czekaliśmy na siebie 8 miesięcy.
W tej chwili ojciec wyszedł z nałogu, niestety poszedł do więzienia, ale udało mu się wyjść i dostał dozór kuratoryjny. Jest tak słodko ze az mdło. Do mamy powrócił kochanek i mężczyzna  który dokładnie 18 lat temu, 21 stycznia ożenił się z nią bez względu na wszystko. Teraz do siebie wrócili po trudach. Kiedy ojciec był pijany dla matki najważniejsze były dzieci. Teraz, kiedy Helga ma już swojego Norbertusia (imiona zostały zmienione) , po co jej dzieci które robią tylko problemy ? Mam jeszcze brata, młodszego Michała (imię również zmienione), który ma problemy w szkole. Ale mama nawet go nie przypilnuje i nie wytłumaczy. a pieniądze? Nawet gdy w domu są 2 wypłaty oni nie potrafią tego zagospodarować, choć mamy własny dom. mnie żałują 20 złotych, od dzieciństwa pozyczali ode mnie na chleb, a co miesiąc na fajki idzie jakieś 500 zł.

Za niedługo skończę 18 lat. Moje postanowienie? Zrobię wszystko by zmienić swoje życie, by wyjść na ludzi i nigdy nie żyć w takiej patologii jakiej żyłam przez lata ! Rozumiem że moja matka miała ciężkie życie ze swoim ojcem, ale ja, by uciec z domu nie zrobię sobie dziecka. Przeniose sie do liceum, wytrwam półtorej roku , napisze maturę śpiewajaco (ja wiem, ze jestem zdolna) , zarobię i wylatuję stąd na zawsze. Do Anglii, do Bartka, na studia, potem dobrej pracy i dopiero rodzenie dzieci ( bo nie ukrywam, chcę mieć dzieci).
Takie moje postanowienie. Anglia. Kończę 18 lat i biore to w swoje ręce.
O tym i o innych rzeczach będzie ten Blog.

Dziękuje ci czytelniku ze chciałeś przeczytać moje długie wypociny...