środa, 23 stycznia 2013

Nienawiść.

Jak to jest, że człowiek potrafi zmienić się o 180 stopni? całkowicie? Że kiedyś, pełen miłości i nadziei kroczył przez życie co chwila boleśnie raniony, a teraz nie ma w sobie żadnych skrupułów by np. zabić? Okrasć, obrazić bliskie mu osoby (kiedyś) i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia?

Czuję ze tak sie ze mną dzieje. Przeszłam niewyobrażalną zmianę. I to jeszcze mój młodszy, niedorozwinięty brat twierdzi ze on sie bardzo zmienił? Niech spojrzy na mnie.
Kiedyś - wulkan energii. Wesoła, choć często raniona przez rodzinę, rówieśników, nauczycieli... Niosąca w sobie nadzieję, że ludzie są dobrzy i że sprawiedliwość istnieje. Że dobro zwycięża zło. Pomagająca wszystkim, nawet wrogom, wyciągałam pomocną dłoń do kazdego i dawałam się wykorzystywać wierząc, ze jestem bezwartościowa. Taka byłam jeszcze .. 8 lat temu? Jako dziecko. Dosyć dziwne dziecko, które specyficznie sie zachowywało, dlatego rówieśnicy mnie nie lubili. Znęcali sie nade mną na wiele sposobów. Kopali, bili, dusili, wyzywali. Śmiali się. Odrzucali. A wychowawczyni na to wszystko pozwalała. A mimo to byłam wesoła i żywa, gdy wracałam do domu.
Dziś już nie mam w sobie nic z tamtego dzieciaka.
Nienawiść.
Można powiedzieć ze jestem istną esencją tego uczucia. Upokorzyłabym własną matkę byle tylko poczuła się bezwartościową szmata, jaką jest. Brata? Zadźgałabym bez większych uczuć, powypruwałabym mu flaki i wsadziła do gęby, wyrzuciła gdzieś do rowu. Bez uczuć. Z resztą rodziny chyba podobnie.
Jedynie do mojego ukochanego żywię cieplejsze uczucia. Choć miałam chwilę, gdy odnosiłam się do niego tak wrogo i z nienawiścią, jakbym go w ogóle nie kochała. Nawet gorzej. Jakbym chciała by zniknął na zawsze.
Rodzina mnie rani. czasem. Kiedy drwią sobie z mojej osoby. Ale zazwyczaj mnie wkurzają. Samą swoją osobą. Kiedy narzekają na mnie bez przerwy, i drwią. Czasem tylko powiedzą do mnie "kochanie" albo "słonko" , kiedy chcą bym coś zrobiła. Na przykład zrobiła im śniadanie do pracy albo powiesiła pranie.
Mam ochotę wyrżnąć w pień każdego kto stanie na mej drodze i zacznie mnie wkurwiać. Po prostu oderznąć mu głowę.
Straciłam wiarę w to, że dobro wygrywa zło. Jeszcze przez pewien czas myślałam że dobro  przez wiecznosc walczy ze złem. Ale teraz nie ma co sie łudzić ze ci najbardziej źli, cwani, wyrachowani w życiu mają najlepiej. więc po co sie starać? Po co wierzyć w sprawiedliwość skoro sędzię mozan przekupić ? Po co wierzyć w dobre serca ludzi dla zwierząt, skoro ludzie zamiast wziać biednego kundelka ze schroniska biora sobie jakiegoś rozpieszczonego yorka z rodowodem? jakby był lepszy niz ten kundelek, który pokochałby mocniej. Po co w ogóle wierzyć. Bóg nie istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz